Żołnierskie drogi.
Opowieść o Ignacym Blumerze


Rzeczpospolita, od wieków leżąca na skrzyżowaniu szlaków ze wschodu na zachód i z południa na północ, była miejscem, gdzie przybywali ludzie posługujący się różnymi językami, przedstawiciele różnych kultur i wyznań. Pojawiali się jako najeźdźcy, kupcy, uciekinierzy z ich rodzinnych stron. Kiedy zaszła taka potrzeba, byli gotowi przelewać krew za nową ojczyznę. W potomkach przybyszy często tkwiła jednak jakaś tęsknota, która gnała ich w świat, śladem ojców i dziadów.

 

Rodzina O’Bloomer należała do irlandzkiej szlachty. Ekspansywna polityka Anglii pragnącej podporządkować sobie mniejszego sąsiada wywoływała bunty i powstania. Do tego dochodził tlący się stale konflikt religijny pomiędzy katolikami i anglikanami. Nie może więc dziwić, że od brzegów wyspy wciąż odbijały statki wypełnione uciekinierami szukającymi spokojniejszego miejsca w Europie albo Nowym Świecie.

Jednym z nich był dziad naszego bohatera, oficer artylerii. Zachęcony przez Piotra I, wyjechał do Petersburga, gdzie zajął się szkoleniem świeżo zreformowanej armii. Jako cudzoziemiec i specjalista miał zapewne spore dochody, które pozwoliły mu żyć dostatnio i założyć rodzinę. Mimo to nie został w Rosji na stałe i jakiś czas po śmierci swojego protektora przeniósł się do Szwecji.

Jego syn Piotr nie poszedł w ślady ojca. Kupił majątek w Olszy na Podolu, gdzie osiadł na stałe i ożenił się z Anielą z Szawrońskich. Rok po pierwszym rozbiorze Polski (Olsza została wtedy zajęta przez Austrię), 31 lipca 1773 roku, na świat przyszedł ich syn Ignacy Aleksander.

 

Z Rzeczypospolitej w świat

Młody Ignacy do szkół nie uczęszczał, wszystkiego, czego potrzebował, nauczył się w domu. Można przypuszczać, że miał dobrych nauczycieli i chęć do nauki. W przeciwieństwie do ojca odżyła w nim krew dziada: jako 18-latek, w czasach Sejmu Czteroletniego, wyruszył do Warszawy, gdzie wstąpił do I Brygady Kawalerii Narodowej pod dowództwem brygadiera Rafała Dzierżka. Jako szlachcic młodzieniec od razu został „towarzyszem” i w tym stopniu dwa lata później, w 1792 roku, wziął udział w wojnie w obronie Konstytucji 3 maja. Wyróżnił się w bitwach pod Dubienką i Zieleńcami. Działania militarne zostały przerwane, kiedy król Stanisław August podpisał akt konfederacji targowickiej, kończąc za jednym zamachem wojnę i próby reform upadającego państwa. W Blumerze większą gorycz od przegranej wojny wzbudziło z pewnością włączenie – wraz z całą brygadą – w skład armii rosyjskiej. Podobnie jak jego towarzysze nie mógł się z tym pogodzić i w 1794 roku cała jednostka pod wodzą mjr. Franciszka Wyszkowskiego przedarła się przez granicę, aby przyłączyć się do insurekcji kościuszkowskiej. Blumer przeszedł wtedy do 5. pułku ułanów, w którym awansował na stopień porucznika.

W niedługim czasie po upadku insurekcji i rozwiązaniu armii Rzeczypospolitej Blumer wyruszył w świat – najpierw na Wołoszczyznę, gdzie zbierali się emigranci chcący kontynuować walkę o niepodległość. Nie przyłączył się jednak do oddziału Joachima Deniski, który planował przedostać się do Polski, by wznowić walkę. Młody porucznik słusznie uważał te plany za mrzonkę bez szans powodzenia. Pokłócony ze zwolennikami Deniski, przyłączył się do zmierzającego do Turcji gen. Franciszka Rymkiewicza. Podróż do Konstantynopola nie obyła się bez przygód – statek, którym podróżowali, o mało nie zatonął w czasie sztormu. Po długiej wędrówce Blumer ostatecznie dotarł do Włoch, gdzie w maju 1797 roku wstąpił do Legionów Polskich.

 

W Legionach Polskich

Zaliczony w stopniu porucznika do 4. batalionu piechoty I Legii walczył pod jej sztandarami w kolejnych kampaniach lat 1797–1801, m.in. pod Mantuą i Novi. Warto dodać, że w tym samym batalionie służył poeta, przyszły bohater spod Raszyna, Cyprian Godebski.

Blumer został ranny w bitwie pod Legnago i mianowany na placu boju kapitanem, wkrótce jednak dostał się do austriackiej niewoli. Miejscem, gdzie więziono oficerów, była Ratyzbona. Krewki Blumer, słynący z wielkiej siły i potężnej postury, o mały włos nie wyrzucił tam przez okno komendanta więzienia, znanego ze złośliwości i szykan wobec jeńców. Uratowała go, gdy wisiał już za oknem trzeciego piętra, interwencja więźniów.

Z legionowej epopei naszemu bohaterowi pozostały trzy pamiątki: pierwsza rana, stopień kapitana i żona. Jego wybranką była pochodzącą z Massa-Carrara młodziutka hrabianka Marianna Cenopieri. Wbrew twierdzeniom niektórych historyków można domniemywać, że małżeństwo zostało zawarte po jego powrocie z Antyli, bowiem gdy wypływał ze swymi ludźmi z Livorno, panna Cenopieri miała zaledwie dziewięć lat.

Grób rodziny Blumerów na warszawskich Powązkach. Fot. Alexvonf Grób rodziny Blumerów na warszawskich Powązkach.
Fot. Alexvonf

Tragiczna wyprawa na San Domingo jest jedną z najmroczniejszych kart historii polskiego oręża. Walki z powstańcami buntującymi się przeciw przywróceniu niewolnictwa toczono w upalnej dżungli i na plantacjach trzciny cukrowej, niemal wszystkie miasta mogące zapewnić schronienie były zrównane z ziemią. Zaciętość zmagań potęgowało okrucieństwo obu stron. Co gorsza, europejscy żołnierze nie byli przyzwyczajeni do klimatu podzwrotnikowego, odmiennego pożywienia, a nade wszystko tropikalnych chorób. Dlatego wojska ekspedycyjne topniały w oczach i wymagały ciągłych uzupełnień. Z tego powodu, po przekształceniu we francuskie półbrygady, na wyspę wysłano polskich legionistów – kiedy Francja zawarła z Austrią pokój w Lunéville, nie bardzo było wiadomo, co z nimi zrobić. Przybyło ich tam prawie 4500, do Europy powróciło zaledwie 700. Reszta zginęła, zmarła z chorób lub trafiła do niewoli. W grupie szczęśliwców odesłanych do Francji nie było jednak Blumera.

Naszego bohatera uratowały prawdopodobnie tężyzna fizyczna i przyzwyczajenie do trudów wojennych. Potrafił radzić sobie z czyhającymi na każdym kroku niebezpieczeństwami. Do najświetniejszych jego czynów w tej wojnie należała obrona posterunku w wiosce Trou-Bonbon, leżącej na najdalej na zachód wysuniętym cyplu wyspy. Mimo że jego oddział liczący 112 żołnierzy został otoczony, stawił skuteczny opór liczniejszym siłom powstańców (według niektórych było ich 3 tys.), po czym, wykorzystując sposobność, przebił się przez oblegających, uszedł pościgowi i dotarł do sił głównych.

Za ten i inne bohaterskie czyny Blumer został awansowany na stopień podpułkownika. Mimo siły oraz odporności nie ominęły go choroby – zapadł na żółtą febrę, która zabijała w tym czasie całe kompanie żołnierzy. Bez wielkiej nadziei odesłano go do szpitala, gdzie trafiali – przed śmiercią – ranni i chorzy legioniści. Pobyt wśród konających w trudnych do wyobrażenia warunkach był koszmarem, na dodatek szpital został napadnięty przez rebeliantów, którzy wymordowali większość pacjentów. Blumer cudem uniknął śmierci, a gdy trochę wydobrzał, wsiadł na statek wracający do Europy.

 

Pirat z Karaibów

Warto nadmienić, że mimo przerażających okoliczności wspomnienia z wyprawy na egzotyczną wyspę stanowiły niebywałą atrakcję i później Blumer nieraz musiał opowiadać o swych przygodach. Gdy był już generałem w armii Królestwa Polskiego, zabawiał nimi nawet cara-króla Aleksandra I podczas jego pobytu w Warszawie. Wedle znanej anegdoty gdy władca nie zrozumiał, na czym polegało dobre traktowanie przez rebeliantów wziętych do niewoli Polaków, Blumer odrzekł: Po prostu ich tylko wieszano; miał na myśli to, że oszczędzano im tortur w odróżnieniu od Francuzów. Wywołał tym szczery śmiech cara i wszystkich obecnych.

Bitwa pod Novi – Blumer walczył w niej w szeregach 4. batalionu piechoty I Legii. Fot. Wikimedia Commons Bitwa pod Novi – Blumer walczył w niej w szeregach 4. batalionu piechoty I Legii.
Fot. Wikimedia Commons

 

Statek, którym podróżowali do Francji ozdrowieńcy, został przechwycony przez okręt angielski patrolujący okoliczne wody. Kapitan wrogiej jednostki bezceremonialnie uwięził wszystkich Francuzów będących na pokładzie i odpłynął, nie interesując się chorymi Polakami, którzy pozostali na zdobytej jednostce. Blumer, nie mając innego wyjścia, przejął dowództwo i choć słaniał się na nogach po przebytej chorobie, doprowadził statek do najbliższego lądu. W bezpiecznym schronieniu żeglarze z przymusu mogli wreszcie wyleczyć rany i nabrać sił. Gdy doszli do siebie, nad okrętem załopotała czarna flaga: Blumer z towarzyszami ruszył na morze, szukając zemsty i łupów. Ale czasy, gdy na Karaibach kwitło piractwo, już minęły. Wprawdzie nadal można było spotkać całe eskadry okrętów pod czarnymi żaglami, lecz nie były one w stanie mierzyć się z nowoczesnymi flotami wojennymi. Piratów ścigano i tępiono bezlitośnie.

Przypuszczalnie nasz bohater podczas jednej ze swych wypraw natknął się na innego Polaka z San Domingo – Wincentego Kobylańskiego. Ten założył swą bazę na Kubie i skutecznie utrudniał życie angielskim statkom. Piraci Polacy odnosili pewne sukcesy do czasu, aż zwrócili na siebie uwagę władz w Londynie. Blumer, osaczony przez angielskie okręty, wraz z towarzyszami pożeglował na północ, aż do wybrzeży Florydy. Gdy ich statek uległ uszkodzeniu, musieli szukać schronienia na lądzie, który okazał się bardzo przyjazny. Załoga namawiała nawet Blumera, aby pozostać i założyć tam polską kolonię. Kapitan nie dał się jednak przekonać, nakłonił swych ludzi, by naprawili wrak i powrócili do Francji. Wprawdzie Blumer twierdził później, że wcale nie chciał korony króla puszczy, ale do powrotu mogła go też przekonać wiadomość o cenie, jaką wyznaczono za ich głowy.

 

Powrót do kraju

Tułacze wylądowali w Breście w 1804 roku. Ponieważ chwilowo panował pokój, Blumer w randze kapitana został skierowany do 2. batalionu cudzoziemskiego stacjonującego na Korsyce z zapewnieniem, że stopień podpułkownika zostanie mu przywrócony, gdy tylko zostanie potwierdzony.

Na wieść o zwycięstwach Napoleona odniesionych nad Prusami nasz bohater złożył dymisję i wiosną 1807 roku powrócił do kraju. Będąc już weteranem i podpułkownikiem – a miał dopiero 33 lata – wstąpił do formującego się Wojska Polskiego. Wraz ze swym 5. pułkiem piechoty zdążył jeszcze wziąć udział w ostatnich w walkach z Prusami i Rosją, za które otrzymał najbardziej upragnione wyróżnienie – Krzyż Kawalerski Orderu Virtuti Militari.

W początkach 1808 roku Blumer otrzymał przydział do 6. pułku piechoty. Z nim rok później wziął udział w nowej wojnie, tym razem z Austrią. Wprawdzie nie walczył 19 kwietnia pod Raszynem, ale kilkanaście dni później odznaczył się w nocnym szturmie na austriacki przyczółek na Wiśle pod Ostrówkiem. Dowodzona przezeń kolumna grenadierów zbliżyła się wówczas skrycie do fosy i nagłym atakiem wdarła do szańców, co zdecydowało o zwycięstwie. Blumer zapłacił za to własną krwią, otrzymując niegroźny postrzał w lewy bok. W rozkazie dziennym wydanym po bitwie przez sztab księcia Józefa Poniatowskiego podpułkownika nazwano nieustraszonym.

Wojenne trudy młodej armii zostały wynagrodzone, kiedy wojsko uroczyście wkroczyło do Krakowa. Blumer wspominał ten dzień jako najszczęśliwszy w swym życiu, gdy po przedarciu się przez zagradzający mu drogę oddział Austriaków maszerował na czele swego batalionu pośród wiwatujących tłumów krakowian.

W 1812 roku na tragiczną wojnę z Rosją Blumer wyruszył ze swym regimentem w szeregach złożonego z Polaków V Korpusu Wielkiej Armii. Biorąc udział we wszystkich bitwach, które stoczyła ta formacja, po szturmie Smoleńska otrzymał dowództwo 3. pułku piechoty, któremu przewodził już do końca kampanii. Zanim to nastąpiło, doszło do niezwykle krwawej bitwy pod Możajskiem (Borodino). Nasz bohater i tu dowiódł swego męstwa: na czele zaledwie kilkudziesięciu żołnierzy przypuścił kontratak na kolumnę Rosjan, ratując groźną sytuację.

Największym jednak sukcesem Blumera było uratowanie oddziału straży przedniej w bitwie pod Czirikowem. Przypuszczony 29 września niespodziewany atak Rosjan na obozy wojsk napoleońskich wywołał ogromne zamieszanie i zagroził zniszczeniem ich dużej części. Najsilniejsze ciosy spadły na stojący w pierwszej linii korpus Poniatowskiego, ale ten szybko stanął pod bronią i mimo ciężkich strat uratował sytuację. W momencie ataku Blumer, który kilka dni wcześniej otrzymał Krzyż Legii Honorowej, znajdował się z dwoma batalionami na wysuniętej placówce daleko przed frontem armii. Gdy zorientował się, że został odcięty, w ogólnym zamieszaniu sformował czworoboki i osłaniając się ogniem, zachowawszy zimną krew, wycofał się w walce do sił głównych (powtórzył tym samym swój wyczyn z San Domingo). W czasie dramatycznego odwrotu Wielkiej Armii nie opuścił szeregów. Dopiero nad Berezyną po raz kolejny został ranny, stojąc nieopodal również ranionego w tym momencie gen. Józefa Zajączka. Przeżył. Po odwiezieniu na tyły i wykurowaniu otrzymał dowództwo brygady wchodzącej w skład załogi twierdzy w Modlinie. Pozostał w niej już do kapitulacji.

Wzięcie Arsenału, mal. Marcin Zaleski. Blumer był przeciwnikiem powstania
listopadowego, w noc listopadową usiłował przekonać spiskowców, aby porzucili
insurekcyjne zamiary. Zginął z ich rąk podczas szamotaniny pod Arsenałem w Warszawie. Fot. Wikimedia Commons Wzięcie Arsenału, mal. Marcin Zaleski. Blumer był przeciwnikiem powstania listopadowego, w noc listopadową usiłował przekonać spiskowców, aby porzucili insurekcyjne zamiary. Zginął z ich rąk podczas szamotaniny pod Arsenałem w Warszawie.
Fot. Wikimedia Commons

 

 

Koniec służby

W 1815 roku, gdy powstało Królestwo Polskie, Blumer miał już za sobą 24 lata służby, brał udział w dziewięciu kampaniach i co najmniej kilkunastu bitwach, był trzykrotnie ranny. W armii Królestwa początkowo dowodził 8. pułkiem piechoty liniowej, a po trzech latach zasłużenie otrzymał stopień generała brygady i stanął na czele II Brygady w 2. Dywizji Piechoty.

Następne lata przysłoniły jednak jego wcześniejsze zasługi. Blumer zaakceptował panujące w Królestwie porządki, a jako służbista i człowiek prostolinijny bez zmrużenia oka wykonywał nawet najokrutniejsze rozkazy wielkiego księcia Konstantego, który karał za najmniejsze uchybienie (np. pomyłkę podczas musztry) zarówno żołnierzy, jak i oficerów. W zamian książę darzył go zaufaniem i nazywał swym Kuchenreuterem, czyli pistoletem. Plamą na honorze generała był czynny udział w śledztwie po wykryciu Towarzystwa Patriotycznego. Osobiście przesłuchiwał m.in. Ignacego Prądzyńskiego, a później był członkiem trybunału, który osądził i skazał mjr. Waleriana Łukasińskiego. Wywołało to niechęć, wręcz nienawiść, szerokich kręgów społeczeństwa.

Pod koniec lat dwudziestych XIX wieku w życiu prywatnym generała zaszły duże zmiany. 6 lutego 1828 roku zmarła jego pierwsza żona Marianna. 19 lutego 1829 roku, po zachowaniu przepisanej rocznej żałoby, Blumer ożenił się ponownie. Jego wybranką była 24-letnia majętna panna Konstancja Sławianowska. 23 listopada tego samego roku urodził się ich syn Jan Michał.

Generał Ignacy Aleksander Blumer zginął w noc listopadową. Przekonany, że wzniecony bunt przysporzy cierpień i spowoduje katastrofę polityczną, próbował uspokoić rozemocjonowanych żołnierzy i młodszych oficerów. Na wieść o rozruchach w mieście najpierw wpadł do koszar 4. pułku piechoty liniowej, gdzie próbował przemówic żołnierzom do rozsądku, a gdy ci nie chcieli go słuchać, ruszył pieszo pod Arsenał. Zastał tam już oddział 5. pułku, do którego usiłował przemawiać. Na to kilku żołnierzy pod wodzą podoficera Grabowskiego usiłowało go odpędzić. Podczas szarpaniny ktoś pchnął Blumera bagnetem w brzuch, czego dla porywczego oficera było już za wiele. Wyrwał stojącemu przed Arsenałem wartownikowi broń, lecz zanim zdążył jej użyć, przeszyło go kilka kul zrewoltowanych żołnierzy.

W chwili śmierci miał za sobą długą służbę ojczyźnie, o którą walczył od Antyli po Moskwę, wielokrotnie ryzykując życie. Zginął, o ironio, z rąk młodych polskich żołnierzy, chcących walczyć, tak jak kiedyś on, o niepodległość.

 

Autor: MARCIN OCHMAN, pracuje Muzeum Wojska Polskiego, specjalizuje sie w historii XIX wieku, technice i inżynierii wojskowej

 

 

Dofinansowano w ramach programu
"Patriotyzm Jutra 2022"